Translate

Wstęp do przemocy uprawnionej.



Wstęp.
Ciężkie to i ciekawe czasy były, jak wszystkie czasy, które zmian dotyczą. Głównie w ludziach pod wpływem obcego, bo zachodniego obyczaju.

Zagrożenie zewsząd najazdami, to i bronić się trzeba było. Toteż wodzowie plemion drużyny wkoło siebie zbierali. Żeby to spośród plemienia chętnych do wojaczki sposobić, oddziały zdolne plemienia i ziem jego bronić a w dyscyplinie i porządku wojskowym, aby ci co rolą i inną pracą się zajmują, spokojnie tę pracę wykonywali. Iżby regularne oddziały a nie chmara ludu do walki nie zdatna i bez komendy jakiej, odpór wrogom czyniły.

Bo to miejscami ludzie zamieszkiwali osady, to i grodziska stawiać trzeba było dla ich ochrony i obrony. Gdzie można było się schronić w razie najazdu, od najeźdźców obronić a zaraz po tym do pracy stawać. Tam też wojsko z wojów stacjonowało a zarówno wojsko jak i budowę grodzisk miejscowa ludność we wspólnocie budować i utrzymywać musiała.
To i dawajże, prace przy budowie musieli wykonywać, posługę na rzecz wspólnoty czynić i daniny różne na rzecz grodziska płacić plonami swojemi. Coraz większe ci wodzowie znaczenie mieli, z głosem starszyzny plemiennej liczyć się przestawali. Wspólnota, którą to ciężarami takimi obkładano, przeciwna temu była, starszyzna protestowała.

Tak, wodzowie ponad starszyznę się wywyższyli, siłę wojów i grodziska mając ze sobą, władzę nad wspólnotą przejmowali. Wbrew obyczajom to się stało, bez walk plemiennych i pomiędzy plemionami też się nie obyło.
Każden jeden z wodzów władze obejmując, księciem się nazywał. Do niego a nie do wspólnoty ziemia od tego czasu należała a od jej użytkowników opłaty za uprawę ich własnej ziemi się domagał, takoż posłuszeństwa i przywilejów różnych wedle zachodniego obyczaju.

A, że zagrożenie z zewnątrz od Miemców i Czechów narastało a najazdy się powtarzały, to trzeba było słowiańskie czyli lechickie i polańskie plemiona jednoczyć do wspólnej walki, do ziem obrony.
Znalazł się wśród książąt plemiennych samozwaniec, co władzę ponad nimi sprawować chciał, aby siły zjednoczyć. I nie obyło się bez tego, żeby ci nie protestowali. Zatem przyszło mu z niemi walczyć, żeby ich ziemie sobie podporządkować. Zamęt się przy tem zrobił w Polszcze okrutny, bo to swoje ze swymi walczyli wytracając się przy tem nadaremnie. Bywało, że brat z bratem walczyli a na cudzą korzyść. Straszne to były walki, kraj popadał w ruinę.

I byłby samozwaniec wygrał nad wszystkimi plemionami ale go książęta nie wsparli, zamiast jego Mieszka wybrali władzę jego nad sobą i krajem uznając.
To też nowym obyczajem było, żeby to rodom znacznym władzę stanowić a nie radom starszych wedle obyczaju. A Mieszko był rodu godnego, bo z Piastów od pokoleń, to i jego wybrali.

Przy tem poganin on jak oni ale nowe porządki wprowadzał, to i ich interesów pilnować będzie, a ich zdobycze na wspólnocie będzie uznawał. Młody on ale w Świecie bywały i czytać potrafi. Może być, że dogada się z możnymi tego Świata i ułoży z wrogami, dla kraju od najazdów spokoju.

I rządził Mieszko nad krajem i nad plemionami. W podróże do sąsiadów jeździł i sam ich gościł u siebie. Z tego na dworze Księcia cudzoziemców więcej od swoich się narobiło. Ale nie zajmowało to nikogo, bo w kraju spokój był i nadzieja na przetrwanie.

Jednakowoż, jako poganinowi, wszędzie poza granicami pogaństwo mu wypominano. Bo na Zachodzie i na Południu nowy Bóg był, jeden i dla wszystkich. A i na dworze jezuchrystów z krzyżem nie brakowało. Co to jego symbol ukrzyżowanego ze sobą nosili a od pogańskich bogów się opędzali szepcąc swoje zaklęcia.
Mieszko zdawał sobie sprawę, że nowy Bóg cały zachodni Świat jednoczy przeciw takim jak on. Że jako poganin żadnych gwarancji dla Polski nie uzyska, jeśli w łaski tego Boga nie wejdzie, bo pokonać go nie sposób.
Toteż wchodził w jego łaski stopniowo a za przyzwoleniem tych, którym dał przywileje rodowe i tych, których na stanowiska i urzędy wyznaczył. O akceptację i wsparcie trudno mu nie było.
Pierwszym krokiem był ślub z Księżniczką Dobrawą, córką Króla Czech ale warunek był jeden. Tym warunkiem było przyjęcie nowego Boga i wyrzeczenie się starej wiary i siedmiu żon, co je zdążył pojąć.
Ze ślubem problemów nie było, odbył się jak trzeba, po chrześcijańsku ale z przyjęciem nowej wiary Mieszko zwlekał. Wraz z Dobrawą wielu duchownych i dworzan przybyło a swój obrządek w języku czeskim odprawiali a nie po łacinie. Toteż Mieszkowi łatwiej było się wyrozumieć, o co w tem wszystkim chodzi. Przy tem już nie tylko na dworze pośród dostojnych klechów presja na niego była. Za sprawą Dobrawy ta presja przeniosła się także do jej alkowy, bo ta dla Mieszka była zawarta.

Można by rzec, że wpadł z deszczu w kałużę. To i tego nacisku nie wytrzymał, bo też wiedział, że Miemcom jego przyjaźń z Czechami się nie podoba.
Oni z chęcią by go ożenili i ochrzcili na swój pożytek. Wprowadzili by nowego Boga po swojemu, obsadzili dwór swoimi ludźmi, wprowadzili swoje obyczaje tak od czeskich odmienne. Dopóki Mieszko był poganinem, Księciem pogańskiego kraju, dopóty mieli pretekst i poparcie Stolicy Piotrowej do najazdu na Polszkę.
Mieszko chciał ich tego pozbawić, ochrzcić się i kraj cały musiał jak najprędzej.

Co miało się stać, to się i stało. Mieszko chrzest przyjął, nie wiadomo gdzie i kiedy, niech tego potomni dochodzą sobie. Ale też się narobiło, bo ta zmiana wiary nie tylko Księcia ale i jego poddanych dotyczyła.

Słowiańska ludność dość miała swoich bogów, bożków i pomocnych;  prawdziwych, bo z natury i z życia one były, i oni ich znali. Przyjęcie nowego boga nie robiłoby różnicy, byłby jednym z wielu, gdyby nie to, że starych bogów należało się wyrzec przy tem. Trzeba było przyjąć nowego zmyślonego Boga na wyłączność jako jedynego.
Bo to, chocia obrządek krześcijański gorliwie wypełniali, to do dom wracali, do swoich znajomych bogów. I to wypierane starych bogów, starych  obyczajów przez nowego Boga, setki lat trwać miało.
A ofiar i zniszczeń przy tem było tyle, że nie zliczy.

                                                                                * * *
Tej historii nie znacie, boście zepsutej historii uczeni. Bajka o Lechu, Czechu i Rusie dla dzieci bajką się zdaje. Bo napisana w XIX wieku ku pokrzepieniu serc zniewolonego narodu a Kościołowi  bardzo na rękę była. W niepamięć tysiące lat historii Słowian odkładała. Ale ta historia wciąż wychodziła z Ziemi i nadal wychodzi. I nadal jest chowana przed Nami w magazynach, bo nie wiedzieć czemu przez archeologów i tzw. naukę jest skrywana. Bo ta nauka jest dyspozycyjna, rządzi nią każdy, komu władza się nadarzy. A Kościołowi władza wpadła w ręce przed tysiącem lat i tak jest po dzień dzisiejszy.
W zepsutej szkole uczyliście się o starożytnym Egipcie, Grecji wreszcie o Rzymie, czyli o pogaństwie na poziomie akceptowanym przez Kościół ale nie uczyliście się o własnym kraju. Bo o tym wiedział cały Świat i nie wszystko udało się tam zniszczyć tak, jak to zostało zniszczone w Polsce.

Zatem posłuchajcie całkiem innej bajki i nie dziwujcie się, że nic Wam o tym nie wiadomo. Odkrywanie naszej historii trwa codziennie i codziennie jest przed nami ukrywane. Do badań i opisów nikt się nie kwapi i jeszcze im za to płacą, za opowiadanie zakłamanej historii.

Jak w zwyczaju, życzę Wszystkim wypieków na twarzy - autor.

                                                              Roman Wysocki
02.07.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.

Łączna liczba wyświetleń