Pogorzelisko.
Skoro świt Mądry powstał z legowiska, twarz w cebrzyku
opłukał, żeby się lepiej dobudzić. Bo sen miał koszmarny i wciąż nie był
pewien, czy to sen był, czy to jawa była. Ale obraz płonącego w oddali
grodziska, z jawy on pochodził i działać musiał pilnie, ludzi powiadomić mu trzeba.
Córkę zbudził, ubrać się kazał i czem prędzej po chatach i
szałasach, wszystkich o zebraniu powiadomić kazał. Zanim oni w pole wyjdą albo
po lasach się rozejdą.
Przebudzona, młodsza siostra Kena, ale i przestraszona czym
prędzej się przyodziała się i migiem była za drzwiami. Dopiero po wyjściu z
domu rozbudziła się do końca i z tej misji za brata, bardzo dumna była.
Tak też szybko pomiędzy domami i szałasami przemykała. Po
powiadomieniu sąsiadów na stoku, do wsi na górze , przez pole biec musiała. A
wszędzie pytali ją, co się stało? Ale odpowiedzi nie znała, to i nie zwlekała,
biegła do następnego.
Niezwyczajne to było wezwanie, bo i z samego rana a nie na
wieczór i przyczyna nieznana, znaczy poważna. Toteż wezwania wszyscy posłuchali
a już idąc widzieli Mądrego stojącego pod posągiem Swaroga. Zazwyczaj to oni na
niego czekali, to znaczyło, że sprawa jest bardzo ważna.
Wszyscy w parę chwil byli na miejscu i zasiadali na stoku.
Zatem Mądry mógł zaczynać, bo wszyscy byli ciekawi
przyczyny;
- Pokłonię się naszemu panu, miłościwemu Swarogowi. Pomocny
nam dziś nie będzie, bo to on naszej pomocy potrzebuje. Ale w łaskawości swojej
wysłucha, co my mamy do powiedzenia na obronę jego.
Nie mogło to być, żeby ich bóstwo było zagrożone. To nie
mieściło się w głowach zgromadzonych. Podniosły się głosy;
- Jakże to, kto na Swaroga nastaje?
- A dlaczego?
- A inne bogi, przecie też są nasze i to im cześć, i ofiary
składamy.
- Dlaczego i kto uparł się na Swaroga?
- Cisza! Poniechajcie! – krzyczał Mądry i wymachiwał na to
rękami. A kiedy towarzystwo zamilkło, rzekł;
- Pamiętacie tych ludzi w długich sukniach, którzy do nas
przychodzili. Oni nam nową wiarę przepowiadali. Modły odprawiali a zaklęcia
czynili, miejsce w swoim niebie nam obiecywali po śmierci naszej. Po jednym, po
dwóch przychodzili, nawet mieli raz takiego, co udawał, że ich mowę rozumie. On
to tłumaczył, że Mieszko z grzechu pogaństwa się uwolnił, chrzest od nowego Boga
otrzymał i ten pod swoją opiekę go przyjął. Teraz na nas, jego poddanych
przyszło chrzest i wiarę od nowego Boga przyjąć a od naszych bogów się uwolnić.
Zamieszanie się zrobiło wśród słuchaczów, mówić zaczęli
jeden przez drugiego;
- Nam nasze bogi znajome i miłe są, nam uwalniać się nie
trzeba. Bo to Słońce, czy Księżyc, Woda czy Wiatr one są prawdziwe a ten ich
bóg to zmyślony jakiś jest.
- Nam do ich nieba nie trzeba, nasze popioły w urnach z
popiołami naszych przodków, w naszych domach niechaj stoją.
- Obca jest ich mowa i obcego Boga nam na krzyżu przynoszą, nie
potrzebujem, żeby obce nam porządek z bogami robiły. Niech pilnują swoich
porządków i swoich bogów u siebie.
- Oni naszych bogów nie szanują, to i my ich Boga szanować
nie będziem.
- Pamiętacie tego, co przed Swarogiem krzyżem wymachiwał a
bluźnił przy tem po ichniemu. Kiedy pluć zaczął, sam mu kopa przysadziłem, to i
ze stoku zleciał. I z każdym tak zrobię, jak nie będzie miał uszanowania, ot
co.
Najgorsze, co dla Mądrego było, to to, że oni wszyscy rację
mieli ale nie wiedzieli, tego, co on ma do powiedzenia;
- Zatem nie wiecie, że książę Mieszko za mnichami do
Marczowa kupę wojska z ich kapłanem wysłał. W Babim Gródku na Łopacie bramy
przed nimi zawarli, woje książęce nawet nie próbowali się wedrzeć. Walki nie
było, bo woje naznosili chrustu i drzewa pod bramą, podpali i grodzisko z dymem
poszło. Tak nową wiarę Mieszko wprowadzać będzie i niechaj to będzie dla nas
przestroga. Spójrzcie jeno przed siebie, widzicie dymy, to grodzisko dogasa. –
Mądry obrócił się i ręką wskazał to, czego dotąd nie zauważyli patrząc przed
sobą na Mądrego.
Wszyscy struchleli, bo na własne oczy to widzieli; tliło się
jeno ale jeszcze od czasu do czasu chmura czarnego dymu z pogorzeliska
wzlatała.
- Na przyjęcie uciekinierów trza nam się sposobić; strawę i
noclegi przygotować. Dziś nie dojdą, choć to ledwie pół dnia drogi. Zbierać się
będą po lasach, szukać jedni drugich, bo to w strachu się pogubili. Jak się już
odnajdą, to muszą się pogodzić z tym, co się stało, przemyśleć i naradzić, co
robić dalej. Zajmie im to do południa. Wyjdą w południe, to dojdą do nas lasami
pod wieczór. Głodni i niewyspani będą. Mamy czas na przygotowanie a i warty na
skrajach trza nam ustawić, żeby nas książęcy nie zaskoczyli. W domach
przyodziewek i strawę przysposobić trzeba do drogi, do ucieczki, bo nie wiadomo
to, jak z nami będzie.
Wszyscy potakiwali ze zrozumieniem i aprobatą. Swoi oni i
pomóc im trzeba a i o sobie, i o rodzinie pomyśleć, żeby się ratować.
- Skorzystajmy zatem z tego czasu, czterech potrzebuję do
pomocy, żeby Swaroga przed wrogiem schować, czterech do niesienia i ani jeden
więcej. Nikt więcej o zachowku wiedzieć nie może. Oni na pierwsze warty staną,
zmieniać ich będziem.
Zebrani rozeszli się do domów, bo od tych wieści chęci do
roboty im odeszły a i o sobie myśleli, do ucieczki spakować się musieli.
Ochotnicy, rosłe chłopy stawili się u Mądrego, żeby się ze Swarogiem mocować.
Mądry nie czekał na uciekinierów i ich wieści o pogromie. On
już o tym wiedział. Od tygodni coraz mniej gości i pielgrzymów przybywało do
świętego miejsca, do Źródeł. A ci, którzy przybywali posępni i przestraszeni
byli. Pytani o to, co się w ich stronach dzieje milkli przestraszeni. Niektórzy
jakby po kryjomu tu przybyli i nie chcieli, żeby o ich obecności ktokolwiek
wiedział.
A niektórzy, to chyba chrzest mieli już za sobą. Choć
ochrzczeni, to i tak przyszli. Ci rozmowni byli, opowiadali jak to się odbywa.
Albo też opowiadali, to, co im inni zapodali.
Bo tych, co ochrzcić się nie chcieli książęcy woje mordowali.
Tak było w osadzie we Lwówku. Mieszkańców książęcy spędzili nad rzekę do Bobru.
Z tłumu pojedynczo wyciągali do chrztu w wodzie. Tam ich ksiądz stał, każdemu
dzbanem glinianym wodę na głowę wylewał, żegnał krzyżem i nowe imię nadawał. Po
łacinie obrządek i modlitwy odprawiał, na nasz język te imiona trzeba było
tłumaczyć. Dużo tych imion nie mieli, bo to po ich świętych, to i często się
powtarzały, bo to ludzi kupa była.
Pierwszego, co się opierał i wyrywał mieczem przebili i do
rzeki wrzucili. To i pozostali szli do wody posłusznie. Woje książęcy
miejscowych znali, to i w tłumie żerców, ich i druidów, i wróżów rozpoznawali. Z
resztą oni w swoich białych sukniach byli a i długie włosy i brody mieli, to i
widome każdemu. Byli odmienni od reszty, w oczy się rzucali. Wyciągali ich z
tłumu albo i w tłumie cięli mieczami. Żaden się nie ostał.
A i ci, których ochrzczono, żadnej z tego uciechy ani
zaszczytu nie mięli, tylko strach i ból na lata po tem im pozostał.
Tak to plotki, słowa i groźby Mądry sobie poskładał i nocny
pożar nie były dla niego zaskoczeniem.
Mądry nauki u świętych kapłanów na Ostrzycy pobierał. Był
druidem z dziada pradziada ale bardziej ziemskimi sprawami się zajmował, niźli
boskimi. On życie osady organizował, sprawami mieszkańców i ich pracą na roli się zajmował. A Swaróg i
starszyzna jak najbardziej mu w tym pomagali. Pomagali decyzje i postanowienia
podejmować albo i spory rozsądzać.
Bo to i terminów upraw trzeba było pilnować i do zbioru całą
wieś do roboty zbierać. Rolnik sam sobie pole obrabiał, a to orał, a to siał
lub wzrosłe plewił. Ale do zbioru cała wieś na pola po kolei wychodziła, sam
nie dałby rady. Dni świątecznych przestrzegał, bo do obrządku nad rzeką kapłani
przychodzili, bo to oni o dobrobyt i zdrowie od bogów się modlili a za ich
szczodrość dziękowali. Z bogami rozmawiali, bo ich język znali. To im swoje
prośby i problemy wierzący przedstawiali, do załatwienia.
Teraz musiał obmyślić jak osady i Źródeł nie dać zaskoczyć i
jak ludzi chronić.
Bo to święte miejsce jest, jak Święty Gaj i wszystkich
wyżnąć mogą, jak mają do tego takie prawo od ich nowego Boga. Gdyby on dobry i
miłosierny był, toby go wszyscy z otwartymi ramiony, z otwartym sercem gościli.
Po naszemu, po Słowiańsku i czem chata bogata, wedle obyczaju.
A tak, szkoda gadać, trza uciekać a o swoje i swoich walczyć,
jak się da, rzecz jasna. Miał też na uwadze, że i on, i jego rodzina będą
prześladowani a ich życie zagrożone jest.
Źle to się zaczyna i tak samo źle się skończy.
Matka o Kena się martwiła, bo to ledwo co z domu w Świat poszedł.
Za szybko to wszystko się dzieje, myślała, żeby tylko jaka krzywda go z tego
nie spotkała.
Roman Wysocki
14.08.2016 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.